Sobota, 29 czerwca 2013
Kategoria 400km i więcej :)
Poznań - Hel w jeden dzień...
... czyli nowy rekord życiowy! :)
Treningi do lipcowej wyprawy trwają dalej. Zaczęło się od ostatniego wyjazdu do Kołobrzegu, po przejechaniu tamtego dystansu było nam mało, chcieliśmy podnieść sobie poprzeczkę i takim oto sposobem padła propozycja wyjazdu na Hel. Podobnie jak ostatnio, również teraz daliśmy informację o wyjeździe na forumrowerowe.org. Z Gumisiem po 16 podjeżdżamy do Gustawa, i razem jedziemy na Dworzec kupić bilety powrotne z Gdańska do domu. Po zakupieniu ruszamy na Rondo Śródka, gdzie spotykamy się z resztą. Po godzinie 17 wraz z Mateuszem i Michałem ruszamy.
Jedziemy mocnym tempem, w Murowanej Goślinie robimy przerwę na lodzika u pani Jadzi. Przy okazji wspomnę, że bardzo przyjemnie rozmawiało mi się z dwoma pięknymi paniami :)
Przez trasę na Skoki i Wągrowiec przelatujemy bardzo sprawnie, nie robimy przerw na światłach wahadłowych. W Wągrowcu robimy krótką przerwę, tam też dołącza do nas Tomek. Już w komplecie możemy jechać dalej.
Po zakupieniu prowiantu na noc ruszamy trasą na Nakło. W międzyczasie ucieka nam pierwsza setka i mijamy województwo:
Robi się coraz później, świetnie zdajemy sobie sprawę, że czeka nas zimna noc. Ubieramy się cieplej, przerwy robimy średnio co 40km. Oczywistą oczywistością jest, że niekiedy trzeba zrobić przymusowe sik-pauzy :) Przerwy niestety łączą się z sporą utratą ciepła, dlatego niechętnie przychodzi nam zatrzymywanie się.
Oprócz doskwierającego nam chłodu pogoda jest po naszej stronie. Jadąc tempem ok 30km/h mijamy kolejne województwo.
Po 200km (prawie połowa za nami) w Chojnicach robimy przerwę na stacji BP. Siedzimy tam dobre pół godziny, pijemy gorącą herbatkę i ogrzewamy się.
Powoli zaczyna świtać, robi się duża mgła i temperatura nie przestaje spadać. W pewnym momencie temperatura spada do 6 stopni. Marzną nam dłonie jak i stopy. Wszyscy żałujemy, że nie mamy przy sobie długich rękawiczek lub ochraniaczów na buty. Jesteśmy zmuszeni zrobić przerwę i gdzieś się ogrzać. Na szczęście znajdujemy zabudowany przystanek.
Siedzimy tu dobre 40 min, po czym ruszamy. Po drodze wjeżdżamy na stację Orlen, żeby zjeść coś ciepłego. W końcu wychodzi słoneczko które nas ogrzewa, robi się przyjemnie.
W Wejherowie krótka przerwa na zakupy i jedziemy dalej. Mimo że zbliżamy się do morza, zaczynamy wątpić czy czasem nie pomyliliśmy kierunków i nie jesteśmy w górach - przed nami ukazują się konkretne podjazdy, po których jak zwykle czekają nas przyjemne zjazdy. We Władysławowie robimy małą przerwę na lodzika. Ruszamy już ostatnią prostą na Hel. W międzyczasie mija nam 400km. Na tym odcinku mój tyłek się buntuje, ostatnie 20 km pokonuję na stojąco. W końcu ukazuje się przed nami upragniona tabliczka, HEL ZDOBYTY!!!
Dalej pierwsze co robimy to jedziemy kupić bilety na prom. Następnie plaża, oczywiście piwko i kąpiel.
Czasu musiało starczyć. Na obiadek tradycyjnie rybka.
Na promie zwycięskie piwko. A że po piwku język mi się rozwija, prowadzę długie rozmowy z pasażerami. Są pod wielkim wrażeniem naszego wyczynu.
Prom był troszkę opóźniony, więc w Gdańsku pędem lecimy na pociąg. Ja, Gumiś i Gustaw mieliśmy już bilety kupione w Poznaniu, Michał, Mateusz i Tomek musieli kupić na miejscu. Pani na dworcu nie chciała im sprzedać, musieli kupić u konduktora. Na nasze szczęście trafiliśmy na bardzo miłego, który pomógł nam.
W pociągu po piwku i nawet nie wiem kiedy padłem. Ok 2:30 jesteśmy w Poznaniu, a rano czeka mnie pobudka na egzamin...
A poniżej filmik z wyjazdu:
Panowie, dziękuję Wam bardzo za wyjazd, za wsparcie i motywacje w chwilach, gdy czułem że nie dam rady. Dzięki Wam udało mi się ustanowić mój nowy życiowy rekord! Nie mogę doczekać się kolejnego wspólnego wyjazdu!!!
Treningi do lipcowej wyprawy trwają dalej. Zaczęło się od ostatniego wyjazdu do Kołobrzegu, po przejechaniu tamtego dystansu było nam mało, chcieliśmy podnieść sobie poprzeczkę i takim oto sposobem padła propozycja wyjazdu na Hel. Podobnie jak ostatnio, również teraz daliśmy informację o wyjeździe na forumrowerowe.org. Z Gumisiem po 16 podjeżdżamy do Gustawa, i razem jedziemy na Dworzec kupić bilety powrotne z Gdańska do domu. Po zakupieniu ruszamy na Rondo Śródka, gdzie spotykamy się z resztą. Po godzinie 17 wraz z Mateuszem i Michałem ruszamy.
Jedziemy mocnym tempem, w Murowanej Goślinie robimy przerwę na lodzika u pani Jadzi. Przy okazji wspomnę, że bardzo przyjemnie rozmawiało mi się z dwoma pięknymi paniami :)
Przez trasę na Skoki i Wągrowiec przelatujemy bardzo sprawnie, nie robimy przerw na światłach wahadłowych. W Wągrowcu robimy krótką przerwę, tam też dołącza do nas Tomek. Już w komplecie możemy jechać dalej.
Po zakupieniu prowiantu na noc ruszamy trasą na Nakło. W międzyczasie ucieka nam pierwsza setka i mijamy województwo:
Robi się coraz później, świetnie zdajemy sobie sprawę, że czeka nas zimna noc. Ubieramy się cieplej, przerwy robimy średnio co 40km. Oczywistą oczywistością jest, że niekiedy trzeba zrobić przymusowe sik-pauzy :) Przerwy niestety łączą się z sporą utratą ciepła, dlatego niechętnie przychodzi nam zatrzymywanie się.
Oprócz doskwierającego nam chłodu pogoda jest po naszej stronie. Jadąc tempem ok 30km/h mijamy kolejne województwo.
Po 200km (prawie połowa za nami) w Chojnicach robimy przerwę na stacji BP. Siedzimy tam dobre pół godziny, pijemy gorącą herbatkę i ogrzewamy się.
Powoli zaczyna świtać, robi się duża mgła i temperatura nie przestaje spadać. W pewnym momencie temperatura spada do 6 stopni. Marzną nam dłonie jak i stopy. Wszyscy żałujemy, że nie mamy przy sobie długich rękawiczek lub ochraniaczów na buty. Jesteśmy zmuszeni zrobić przerwę i gdzieś się ogrzać. Na szczęście znajdujemy zabudowany przystanek.
Siedzimy tu dobre 40 min, po czym ruszamy. Po drodze wjeżdżamy na stację Orlen, żeby zjeść coś ciepłego. W końcu wychodzi słoneczko które nas ogrzewa, robi się przyjemnie.
W Wejherowie krótka przerwa na zakupy i jedziemy dalej. Mimo że zbliżamy się do morza, zaczynamy wątpić czy czasem nie pomyliliśmy kierunków i nie jesteśmy w górach - przed nami ukazują się konkretne podjazdy, po których jak zwykle czekają nas przyjemne zjazdy. We Władysławowie robimy małą przerwę na lodzika. Ruszamy już ostatnią prostą na Hel. W międzyczasie mija nam 400km. Na tym odcinku mój tyłek się buntuje, ostatnie 20 km pokonuję na stojąco. W końcu ukazuje się przed nami upragniona tabliczka, HEL ZDOBYTY!!!
Dalej pierwsze co robimy to jedziemy kupić bilety na prom. Następnie plaża, oczywiście piwko i kąpiel.
Czasu musiało starczyć. Na obiadek tradycyjnie rybka.
Na promie zwycięskie piwko. A że po piwku język mi się rozwija, prowadzę długie rozmowy z pasażerami. Są pod wielkim wrażeniem naszego wyczynu.
Prom był troszkę opóźniony, więc w Gdańsku pędem lecimy na pociąg. Ja, Gumiś i Gustaw mieliśmy już bilety kupione w Poznaniu, Michał, Mateusz i Tomek musieli kupić na miejscu. Pani na dworcu nie chciała im sprzedać, musieli kupić u konduktora. Na nasze szczęście trafiliśmy na bardzo miłego, który pomógł nam.
W pociągu po piwku i nawet nie wiem kiedy padłem. Ok 2:30 jesteśmy w Poznaniu, a rano czeka mnie pobudka na egzamin...
A poniżej filmik z wyjazdu:
Panowie, dziękuję Wam bardzo za wyjazd, za wsparcie i motywacje w chwilach, gdy czułem że nie dam rady. Dzięki Wam udało mi się ustanowić mój nowy życiowy rekord! Nie mogę doczekać się kolejnego wspólnego wyjazdu!!!
- DST 428.41km
- Czas 16:03
- VAVG 26.69km/h
- VMAX 56.40km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Noooo masz tych zaległości, ale dzięki temu zwróciłem uwagę na ten wpis. Bo jak zobaczyłem tytuł: Poznań-Hel w jeden dzień i pomyślałem sobie że jest październik ... to.... no zastanowiłem się co to za kamikadze boski wiatr .....:-) tego dokonał teraz... :-))))....
tak bycie rekordów to tez jakaś frajda chociaż sam osobiście wolę zwiedzać więcej niż kręcić, ale w tym roku tak mnie dopadło aby to zrobić. Mój poprzedni rekord to 231 km.
Nosze się też z zamiarem zamiany roweru na 28 cali kółkach i cienkich oponkach typowy do turystyki asfaltowej ze tak powiem wiec pewnie tez będę chciał i 300 przejechać na nim ale to za dwa latka jak zdrowie pozwoli :-) Gozdzik - 09:07 piątek, 18 października 2013 | linkuj
tak bycie rekordów to tez jakaś frajda chociaż sam osobiście wolę zwiedzać więcej niż kręcić, ale w tym roku tak mnie dopadło aby to zrobić. Mój poprzedni rekord to 231 km.
Nosze się też z zamiarem zamiany roweru na 28 cali kółkach i cienkich oponkach typowy do turystyki asfaltowej ze tak powiem wiec pewnie tez będę chciał i 300 przejechać na nim ale to za dwa latka jak zdrowie pozwoli :-) Gozdzik - 09:07 piątek, 18 października 2013 | linkuj
Łooooooo no kurcze szacun, podziw i gratulacje dla całej ekipy... SUPER... filmik elegancji ogląda się zaje fajnie .. muzyka rewelacji i IRA .... no ekstra. Podziwiam i pozwolę sobie na zaprosić Ciebie do znajomych aby nie uciekła mi żadna wasza wycieczka ... naprawdę super..... ja w tym roku z rekordu 256 km się cieszyłem :-) super.....
Gozdzik - 10:54 czwartek, 17 października 2013 | linkuj
Komentuj