Wpisy archiwalne w kategorii
Majówka 2013.
Dystans całkowity: | 358.98 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 17:16 |
Średnia prędkość: | 20.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.10 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 119.66 km i 5h 45m |
Więcej statystyk |
Piątek, 3 maja 2013
Kategoria Majówka 2013., 100-200km.
Na Malbork - Dzień 3.
Dziś udało się nam troszkę wcześniej wstać. Pobudka 6:40, szybkie śniadanko, ubranie się ciepło, spakowanie wszystkiego w sakwy, złożenie namiotu. O godzinie 8 jesteśmy gotowi do wyruszenia. Z takim widokiem zaczynaliśmy dzisiejszą jazdę:
Po przejechaniu Wisły wjeżdżamy do Grudziądza. Temperatura daje się nam ostro we znaki, poniżej 10 stopni i bardzo silny wiatr w klatę. Nie odpuszczamy i dzielnie jedziemy. Pierwszą przerwę robimy w Kwidzyniu na stacji Orlenu. Musimy się troszkę ogrzać - chłopacy biorą po kawie, ja zieloną herbatkę z cytryną (dawno tak mi herbata nie smakowała).
Rozgrzani jedziemy w stronę Sztumu. Ta trasa to same górki i pagórki, długie podjazdy i krótkie zjazdy, cały czas pod wiatr. Wymęczeni robimy co jakiś czas małe przerwy na uzupełnienie płynów.
W Sztumie robimy kolejną przerwę. Robert z Kubą robią zakupy w Żabce, ja przechodzę się z aparatem po ryneczku i robię kilka zdjęć:
-miejscowy kościółek:
-zabytkowy zameczek:
-i oczywiście piękne rowerzystki:
Bardzo malownicze miasteczko. Jednak nie ma co za długo siedzieć, trzeba jechać dalej. Myśl o tym, że mamy już "rzut beretem" do Malborka dodaje nam skrzydeł. W samym Malborku wpierw kierujemy się na obiad do 'maka'. Jako że dziś święto, ciężko było znaleźć coś innego. Po najedzeniu się ruszamy zrobić kilka zdjęć na ryneczku. Pocieramy podkowę konia Kazimierza Jagiellończyka, liczymy że doda nam to szczęścia i już więcej kół się nie rozwali ;)
Następnie jedziemy pod Zamek. Wszędzie mnóstwo ludzi, również nie obyło się bez rowerzystów z sakwami. Wpierw podchodzi do nas miejscowy rowerzysta, który oferuje nam pomoc jeśli potrzebujemy porady dotyczącej trasy. Przy okazji zapytaliśmy jak najlepiej wyjechać na Tczew. Chwilę później chłopacy poszli rozejrzeć się za pamiątkami.
Ja sam stanąłem sobie z boku i robię zdjęcia. W tym momencie podszedł do mnie pewien rowerzysta. Podczas rozmowy okazało się że mieszka w Kaliningradzie i przyjechał stamtąd ze swoimi znajomymi, z którymi stworzyli grupę rowerową. Wymieniamy się ze sobą swoimi wyprawowymi doświadczeniami. Po krótkiej rozmowie z tym miłym panem wracają do mnie Kuba z Robertem, jedziemy jeszcze objechać zamek dookoła. Prosimy pewną panią o zrobienie nam zdjęcia (przerażona powtarzała nam 5 razy że nie potrafi robić zdjęć, jednak ja myślę że całkiem dobrze sobie poradziła - zobaczcie sami):
Wracamy jeszcze na moment do centrum i wstępujemy do lodziarni, chłopacy kupują sobie po gofrze, ja biorę loda włoskiego. Podczas wyjazdu z Malborka robię jeszcze zdjęcie Zamku w całej swej okazałości:
Ruszamy do Tczewa. Po drodze przekraczamy po raz kolejny Wisłę.
W Tczewie chwilę jeździmy po starówce, później kierujemy się na dworzec i tam czekamy 1,5 godziny na nasz pociąg do Poznania.
O 19:16 podjeżdża na stację nasz pociąg, ładujemy się, i ok 22:30 jesteśmy w Poznaniu. Z Dworca Głównego wracam rowerkiem do domu.
Podsumowując, przez te 3 dni przejechaliśmy ponad 350km. Pogoda mogła by być lepsza, jednak i tak możemy się cieszyć, że w żaden dzień deszcz nas nie złapał. Spotkaliśmy wielu miłych, pomocnych i uczciwych ludzi, bez których było by nam ciężko. Po raz kolejny przekonałem się jak wspaniałą sprawą jest podróżowanie rowerem. Była to pierwsza wyprawa kilkudniowa Kuby oraz Roberta, mam nadzieję że się podobało i że jeszcze kiedyś zechcą gdzieś ze mną pojechać ;) Dzięki chłopaki!
Dzień poprzedni
Po przejechaniu Wisły wjeżdżamy do Grudziądza. Temperatura daje się nam ostro we znaki, poniżej 10 stopni i bardzo silny wiatr w klatę. Nie odpuszczamy i dzielnie jedziemy. Pierwszą przerwę robimy w Kwidzyniu na stacji Orlenu. Musimy się troszkę ogrzać - chłopacy biorą po kawie, ja zieloną herbatkę z cytryną (dawno tak mi herbata nie smakowała).
Rozgrzani jedziemy w stronę Sztumu. Ta trasa to same górki i pagórki, długie podjazdy i krótkie zjazdy, cały czas pod wiatr. Wymęczeni robimy co jakiś czas małe przerwy na uzupełnienie płynów.
W Sztumie robimy kolejną przerwę. Robert z Kubą robią zakupy w Żabce, ja przechodzę się z aparatem po ryneczku i robię kilka zdjęć:
-miejscowy kościółek:
-zabytkowy zameczek:
-i oczywiście piękne rowerzystki:
Bardzo malownicze miasteczko. Jednak nie ma co za długo siedzieć, trzeba jechać dalej. Myśl o tym, że mamy już "rzut beretem" do Malborka dodaje nam skrzydeł. W samym Malborku wpierw kierujemy się na obiad do 'maka'. Jako że dziś święto, ciężko było znaleźć coś innego. Po najedzeniu się ruszamy zrobić kilka zdjęć na ryneczku. Pocieramy podkowę konia Kazimierza Jagiellończyka, liczymy że doda nam to szczęścia i już więcej kół się nie rozwali ;)
Następnie jedziemy pod Zamek. Wszędzie mnóstwo ludzi, również nie obyło się bez rowerzystów z sakwami. Wpierw podchodzi do nas miejscowy rowerzysta, który oferuje nam pomoc jeśli potrzebujemy porady dotyczącej trasy. Przy okazji zapytaliśmy jak najlepiej wyjechać na Tczew. Chwilę później chłopacy poszli rozejrzeć się za pamiątkami.
Ja sam stanąłem sobie z boku i robię zdjęcia. W tym momencie podszedł do mnie pewien rowerzysta. Podczas rozmowy okazało się że mieszka w Kaliningradzie i przyjechał stamtąd ze swoimi znajomymi, z którymi stworzyli grupę rowerową. Wymieniamy się ze sobą swoimi wyprawowymi doświadczeniami. Po krótkiej rozmowie z tym miłym panem wracają do mnie Kuba z Robertem, jedziemy jeszcze objechać zamek dookoła. Prosimy pewną panią o zrobienie nam zdjęcia (przerażona powtarzała nam 5 razy że nie potrafi robić zdjęć, jednak ja myślę że całkiem dobrze sobie poradziła - zobaczcie sami):
Wracamy jeszcze na moment do centrum i wstępujemy do lodziarni, chłopacy kupują sobie po gofrze, ja biorę loda włoskiego. Podczas wyjazdu z Malborka robię jeszcze zdjęcie Zamku w całej swej okazałości:
Ruszamy do Tczewa. Po drodze przekraczamy po raz kolejny Wisłę.
W Tczewie chwilę jeździmy po starówce, później kierujemy się na dworzec i tam czekamy 1,5 godziny na nasz pociąg do Poznania.
O 19:16 podjeżdża na stację nasz pociąg, ładujemy się, i ok 22:30 jesteśmy w Poznaniu. Z Dworca Głównego wracam rowerkiem do domu.
Podsumowując, przez te 3 dni przejechaliśmy ponad 350km. Pogoda mogła by być lepsza, jednak i tak możemy się cieszyć, że w żaden dzień deszcz nas nie złapał. Spotkaliśmy wielu miłych, pomocnych i uczciwych ludzi, bez których było by nam ciężko. Po raz kolejny przekonałem się jak wspaniałą sprawą jest podróżowanie rowerem. Była to pierwsza wyprawa kilkudniowa Kuby oraz Roberta, mam nadzieję że się podobało i że jeszcze kiedyś zechcą gdzieś ze mną pojechać ;) Dzięki chłopaki!
Dzień poprzedni
- DST 114.44km
- Czas 05:55
- VAVG 19.34km/h
- VMAX 42.60km/h
- Temperatura 11.0°C
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 maja 2013
Kategoria Majówka 2013., 100-200km.
Na Malbork - Dzień 2.
Dziś budziki zadzwoniły nam ok. godziny 7. Zebranie się i spakowanie zajmuje nam trochę czasu. Do tego udało się nam przed wyjazdem załapać na poranną herbatkę, co by się rozgrzać po zimnej nocy. Do tego korzystam z gniazdka aby podładować kamerkę.
Po pożegnaniu się i podziękowaniu gospodarzowi wyjeżdżamy ok. 9. Pierwsze 12 km to mordercza jazda pod wiatr. Dojeżdżamy do Łabiszyna, w którym pytamy pewnego starszego pana o serwis rowerowy. Zaprowadza nas na skróty ciasnymi uliczkami. Okazało się że jedyny serwis rowerowy w tym miasteczku jest zamknięty, gdyż właściciel niedawno złapał nogę. Jego syn udostępnia nam jednak klucz do centrowania kół. Mimo, że nikt z nas nigdy tego nie robił, podejmujemy się centrowania. Robertowi metodą prób i błędów udaje się mniej więcej naciągnąć szprychy, koło już mniej bije i da się jechać.
Dziękujemy za pożyczenie klucza i ruszamy. Po drodze wjeżdżamy jeszcze do Biedronki aby zakupić prowiant na cały dzień i zjeść śniadanko. Dopiero ok. godziny 11 wjeżdżamy na naszą trasę. Przejeżdżając przez Brzozę docieramy do Bydgoszczy, przez którą 'przelatujemy' bardzo szybko. Niedaleko za nią na swojej drodze spotykamy Western City. Robimy chwilkę przerwy abym mógł zrobić kilka zdjęć.
Poniżej fotka na lokomotywie pociągu 'Rio Grande'.
Następnie jedziemy kawałek DK5, później skręcamy na mniej uczęszczane wiejskie drogi. Nimi docieramy do Świecia, gdzie robimy sobie przerwę na obiad. Całe szczęście dziś normalny dzień pracujący, udaje się nam znaleźć knajpkę z kebabem. Kuba przy okazji korzysta z możliwości i podładowuje swój telefon. Najedzeni zahaczamy jeszcze o Biedronkę aby zakupić prowiant na jutrzejszy dzień i ruszamy w stronę Grudziądza. Przez cały ten kawałek drogi towarzyszą nam "mordercze" podjazdy, cały czas bardzo silny wiatr w klatę. Wiejskimi drogami docieramy do miejscowości Michale. Była już godzina 19:30, więc postanawiamy znaleźć miejsce na nocleg. Dziś niestety nie mieliśmy szczęścia jak wczoraj i nie udało się nam znaleźć gościnnego gospodarza. Wypada na rozbicie namiotu w okolicy Wisły, tuż przy wałach przeciwpowodziowych.
W namiocie tradycyjnie kolacyjka i izobronik. Tym razem podziwiamy widok Grudziądza nocą. Pogoda dziś była przeciwko nam, spojrzenie na prognozę pogody w telefonie rozwiewa moje marzenia o ciepłym piątku. Zasypiamy ok. godziny 22.
Dzień poprzedni / Dzień następny
Po pożegnaniu się i podziękowaniu gospodarzowi wyjeżdżamy ok. 9. Pierwsze 12 km to mordercza jazda pod wiatr. Dojeżdżamy do Łabiszyna, w którym pytamy pewnego starszego pana o serwis rowerowy. Zaprowadza nas na skróty ciasnymi uliczkami. Okazało się że jedyny serwis rowerowy w tym miasteczku jest zamknięty, gdyż właściciel niedawno złapał nogę. Jego syn udostępnia nam jednak klucz do centrowania kół. Mimo, że nikt z nas nigdy tego nie robił, podejmujemy się centrowania. Robertowi metodą prób i błędów udaje się mniej więcej naciągnąć szprychy, koło już mniej bije i da się jechać.
Dziękujemy za pożyczenie klucza i ruszamy. Po drodze wjeżdżamy jeszcze do Biedronki aby zakupić prowiant na cały dzień i zjeść śniadanko. Dopiero ok. godziny 11 wjeżdżamy na naszą trasę. Przejeżdżając przez Brzozę docieramy do Bydgoszczy, przez którą 'przelatujemy' bardzo szybko. Niedaleko za nią na swojej drodze spotykamy Western City. Robimy chwilkę przerwy abym mógł zrobić kilka zdjęć.
Poniżej fotka na lokomotywie pociągu 'Rio Grande'.
Następnie jedziemy kawałek DK5, później skręcamy na mniej uczęszczane wiejskie drogi. Nimi docieramy do Świecia, gdzie robimy sobie przerwę na obiad. Całe szczęście dziś normalny dzień pracujący, udaje się nam znaleźć knajpkę z kebabem. Kuba przy okazji korzysta z możliwości i podładowuje swój telefon. Najedzeni zahaczamy jeszcze o Biedronkę aby zakupić prowiant na jutrzejszy dzień i ruszamy w stronę Grudziądza. Przez cały ten kawałek drogi towarzyszą nam "mordercze" podjazdy, cały czas bardzo silny wiatr w klatę. Wiejskimi drogami docieramy do miejscowości Michale. Była już godzina 19:30, więc postanawiamy znaleźć miejsce na nocleg. Dziś niestety nie mieliśmy szczęścia jak wczoraj i nie udało się nam znaleźć gościnnego gospodarza. Wypada na rozbicie namiotu w okolicy Wisły, tuż przy wałach przeciwpowodziowych.
W namiocie tradycyjnie kolacyjka i izobronik. Tym razem podziwiamy widok Grudziądza nocą. Pogoda dziś była przeciwko nam, spojrzenie na prognozę pogody w telefonie rozwiewa moje marzenia o ciepłym piątku. Zasypiamy ok. godziny 22.
Dzień poprzedni / Dzień następny
- DST 121.07km
- Czas 05:58
- VAVG 20.29km/h
- VMAX 57.10km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 maja 2013
Kategoria 100-200km., Majówka 2013.
Na Malbork - Dzień 1.
Budzimy się ok 7. Przede mną jeszcze spakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy. Jemy szybkie śniadanko, pijemy herbatkę i o godzinie 8:30 wyjeżdżamy z domu. Kierujemy się na Stary Rynek do Wojtka, aby pożyczyć od niego śledzie do namiotu (w naszym było za mało). W międzyczasie zadzwonił do mnie Robert, mówię mu żeby też podjechał na Stary. Chwilę po godzinie 9 mamy już wszystko czego potrzebujemy i ruszamy w drogę.
Pogoda nie zachęca ani trochę, jest poniżej 10 stopni, wieje silny wiatr i jest pochmurno. Jedziemy DK5 do Gniezna. Za Pobiedziskami robimy sobie pierwszą przerwę, na śniadanko.
Po najedzeniu się jedziemy już bez przerwy do Gniezna. Tam robimy przerwę pod Katedrą. Poniżej fotka.
Wyjeżdżamy z Gniezna DK5 w kierunku Bydgoszczy, jednak szybko odbijamy na mniej uczęszczane wiejskie drogi. Ciemne chmury zniknęły i naszym oczom ukazało się błękitne niebo. Słoneczko zaczęło grzać, w końcu poczułem się jak na majówce. Jedziemy przez takie wsie jak Strzyżewo Kościelne, Grabowo, Ryszewo.
W tym momencie mieliśmy małe problemy i troszkę pobłądziliśmy, "odnalezienie się" zajęło nam jakąś godzinkę. Po zapytaniu tamtejszych mieszkańców wjeżdżamy na naszą trasę.
Przejeżdżając przez Gąsawę nie miałem pojęcia, że za kilka kilometrów wydarzy się mała tragedia. Po podjechaniu sporego podjazdu zostawiłem chłopaków w tyle, zatrzymałem się aby zrobić zdjęcie, gdyż po naszej lewej rozpościerał się piękny widok. Przez moją jak i swoją nieuwagę Kuba zbliżając się do mnie uderza w moje tylne koło i się wywala. Jest trochę poobdzierany, koło konkretnie wygięte - jeśli nie uda się go naprawić nie mam szans jechać dalej (tym bardziej, że dziś święto i sklepy pozamykane). Dobre 20 min próbowaliśmy sami je wyprostować, jednak nasz wysiłek szedł na marne. Niedaleko był przystanek na który podjechał pewien Pan samochodem. Podszedłem i zapytałem się czy nie ma jakiegoś młotka w samochodzie, żeby jakoś tą felgę naprostować. Okazało się że przyjechał po syna, mieszka kilometr stąd. Dogadałem się z nim, zabrał mnie z kołem do swojego warsztatu. Za pomocą imadła prostuję koło. Pan odwozi mnie z powrotem na przystanek, by zobaczyć efekt. Podczas rozmowy okazało się, że mamy ogromne szczęście, gdyż praktycznie nigdy nie wyjeżdżał po syna - dziś wyjątkowo. Po zamontowaniu koło wygląda o niebo lepiej niż wcześniej. Poznany pan chyba spadł nam z nieba, gdyby nie on nasza dalsza jazda stałaby pod wielkim znakiem zapytania. Dziękujemy za pomoc i możemy ruszać dalej. Koło cały czas "lata" ale da się jechać. Jutro koniecznie muszę poszukać jakiegoś serwisu i chociaż troszkę wycentrować. Oto fotka miejsca felernego wypadku:
Jadąc dalej dojeżdżamy do Murczyna. Zrobiło się już po godzinie 18, mamy przejechane ponad 120 km, stwierdziliśmy, że szukamy noclegu. Zagadujemy do miejscowego gospodarza, udostępnia nam kawałek ziemi przy oborniku abyśmy mogli rozbić namiot. Daje nam też do dyspozycji kuchnię letnią i łazienkę. Wieczorem rozmawiamy sobie z nim i jego rodzinką, wypijamy gorącą herbatkę.
Następnie wskakujemy do namiotu, zjadamy kolacyjkę i obserwując zachodzące słońce delektujemy się 'izobronikiem'.
Zobaczymy co przyniesie jutro, oby więcej pozytywnych przygód i ładną pogodę.
Dzień następny
Pogoda nie zachęca ani trochę, jest poniżej 10 stopni, wieje silny wiatr i jest pochmurno. Jedziemy DK5 do Gniezna. Za Pobiedziskami robimy sobie pierwszą przerwę, na śniadanko.
Po najedzeniu się jedziemy już bez przerwy do Gniezna. Tam robimy przerwę pod Katedrą. Poniżej fotka.
Wyjeżdżamy z Gniezna DK5 w kierunku Bydgoszczy, jednak szybko odbijamy na mniej uczęszczane wiejskie drogi. Ciemne chmury zniknęły i naszym oczom ukazało się błękitne niebo. Słoneczko zaczęło grzać, w końcu poczułem się jak na majówce. Jedziemy przez takie wsie jak Strzyżewo Kościelne, Grabowo, Ryszewo.
W tym momencie mieliśmy małe problemy i troszkę pobłądziliśmy, "odnalezienie się" zajęło nam jakąś godzinkę. Po zapytaniu tamtejszych mieszkańców wjeżdżamy na naszą trasę.
Przejeżdżając przez Gąsawę nie miałem pojęcia, że za kilka kilometrów wydarzy się mała tragedia. Po podjechaniu sporego podjazdu zostawiłem chłopaków w tyle, zatrzymałem się aby zrobić zdjęcie, gdyż po naszej lewej rozpościerał się piękny widok. Przez moją jak i swoją nieuwagę Kuba zbliżając się do mnie uderza w moje tylne koło i się wywala. Jest trochę poobdzierany, koło konkretnie wygięte - jeśli nie uda się go naprawić nie mam szans jechać dalej (tym bardziej, że dziś święto i sklepy pozamykane). Dobre 20 min próbowaliśmy sami je wyprostować, jednak nasz wysiłek szedł na marne. Niedaleko był przystanek na który podjechał pewien Pan samochodem. Podszedłem i zapytałem się czy nie ma jakiegoś młotka w samochodzie, żeby jakoś tą felgę naprostować. Okazało się że przyjechał po syna, mieszka kilometr stąd. Dogadałem się z nim, zabrał mnie z kołem do swojego warsztatu. Za pomocą imadła prostuję koło. Pan odwozi mnie z powrotem na przystanek, by zobaczyć efekt. Podczas rozmowy okazało się, że mamy ogromne szczęście, gdyż praktycznie nigdy nie wyjeżdżał po syna - dziś wyjątkowo. Po zamontowaniu koło wygląda o niebo lepiej niż wcześniej. Poznany pan chyba spadł nam z nieba, gdyby nie on nasza dalsza jazda stałaby pod wielkim znakiem zapytania. Dziękujemy za pomoc i możemy ruszać dalej. Koło cały czas "lata" ale da się jechać. Jutro koniecznie muszę poszukać jakiegoś serwisu i chociaż troszkę wycentrować. Oto fotka miejsca felernego wypadku:
Jadąc dalej dojeżdżamy do Murczyna. Zrobiło się już po godzinie 18, mamy przejechane ponad 120 km, stwierdziliśmy, że szukamy noclegu. Zagadujemy do miejscowego gospodarza, udostępnia nam kawałek ziemi przy oborniku abyśmy mogli rozbić namiot. Daje nam też do dyspozycji kuchnię letnią i łazienkę. Wieczorem rozmawiamy sobie z nim i jego rodzinką, wypijamy gorącą herbatkę.
Następnie wskakujemy do namiotu, zjadamy kolacyjkę i obserwując zachodzące słońce delektujemy się 'izobronikiem'.
Zobaczymy co przyniesie jutro, oby więcej pozytywnych przygód i ładną pogodę.
Dzień następny
- DST 123.47km
- Czas 05:23
- VAVG 22.94km/h
- VMAX 50.70km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze