Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 1.
Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy Paweł zabrał mnie na 5 dni w góry. Była to moja pierwsza wyprawa rowerowa, na której do reszty zaraziłem się "rowerowym bakcylem". Zakochałem się w takiej formie spędzania urlopu i po tym niecałym tygodniu było mi mało i powiedziałem sobie "ja chcę więcej!". W taki sposób powstał pomysł tegorocznej wyprawy z Poznania do Paryża.
Ostatnie pół roku mojego życia kręciło się przede wszystkim wokół tego jednego wydarzenia. Promowanie wyprawy za pomocą Facebook'a, szukanie patronatów medialnych oraz sponsorów. Chcieliśmy przede wszystkim przyjrzeć się bliżej temu, jak wygląda organizacja takiego przedsięwzięcia oraz sprawa szukania ewentualnego sponsoringu. Jak się z biegiem czasu okazało, nie jest wcale tak łatwo. W większości przypadków okazało się, że zwracanie się o sponsoring pół roku przed wydarzeniem to już trochę za późno, i powinniśmy się brać za to rok/2 lata przed. Tylko kto może przewidzieć jak będzie wyglądać nasze życie za 2 lata! :)
Koniec końców, szczęśliwie dla nas udało nam się otrzymać patronat medialny Radia Afera, oraz sponsoring sklepu rowerowego Max Bike, który sfinansował nam komplet nowych strojów. Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować za otrzymane wsparcie! Jeśli sklep rowerowy w Poznaniu, polecam właśnie MaxBike!
Tyle słowami wstępu...
---------------------------------------------------------
DZIEŃ 1. -> Poznań - Słubice
---------------------------------------------------------
Pół roku zleciało jak z bicza strzelił. W końcu nadszedł od dawna wyczekiwany dzień - 15 lipca. Początek wyprawy. Noc poprzedzającą wyjazd spędziłem u Pawła w domu. Zjechało się sporo naszych wspólnych znajomych, aby w iście rodzinnej atmosferze nas pożegnać, było super! :) Siedzimy do późnej godziny, próbując ogarnąć wszystkie rzeczy, oczywiście żeby nic nie zapomnieć. Kilka godzin snu i o 7 rano pobudka. Domowe śniadanko, herbatka, ubieramy się i dopinamy wszystko na ostatni guzik. Spali z nami Robert i Ania, przed 8 przyjeżdża Mateusz, i o godzinie 8 w 5 wyjeżdżamy z Głuchowa.
W ten pierwszy dzień pogoda nam nie sprzyja, jest pochmurnie i chłodno, silny wiatr wieje nam prosto w twarz. Do tego wszystkiego są to jedne z moich pierwszych kilometrów z takim dużym obciążeniem. Przez Niepruszewo docieramy do Buku, tam robimy przerwę w biedronce na ostatniego, pożegnalnego izobronika.
W tym miejscu też nasi towarzysze nas zostawiają i zawracają w stronę domu. Warunki pogodowe nie zachęcają do jazdy. Ostatnie pożegnania, życzenia powodzenia i kopniaki na szczęście. A my ruszamy dalej, w stronę Opalenicy a następnie Nowego Tomyśla.
Przed Opalenicą łapie nas dość konkretny deszcz, chowamy się na stacji benzynowej i czekamy aż przestanie. Jeden z pracowników nas zaczepia i wypytuję o cel naszej podróży. Z szacunkiem spogląda na nas jak usłyszał hasło "Paryż". Po niespełna 30 minutach ruszamy dalej.
W Nowym Tomyślu przejeżdżamy obok największego na świecie kosza wiklinowego.
Tam też robimy przerwę w centrum na małego lodzika i kręcimy dalej.
Pogoda zaczyna się poprawiać, jedziemy przez Zbąszyń, Zbąszynek aż w końcu docieramy do Świebodzina. Tam też pierwszy raz w swoim życiu ujrzałem pomnik Jezusa.
Przerwa na małe zakupy w Tesco, puszka Coli i coś słodkiego żeby trochę sił odzyskać. Słoneczko zaczyna ładnie nas ogrzewać. Ze Świebodzina kierujemy się trasą nr 92 przez Mostki, Torzym, Boczów aż docieramy do Rzepina. Ten odcinek był wyjątkowo ciężki, dużo podjazdów oraz silny wiatr w klatę. Robi się coraz później, jednak my się nie poddajemy i kręcimy dalej. Ostatnie 20 km dzieli nas od Słubic. Ok godziny 21 dojeżdżamy do Słubic, gdzie mamy załatwiony nocleg u brata kolegi. Chwilę zajmuje nam znalezienie odpowiedniego adresu, w końcu trafiliśmy. Rozmowa z gospodarzem, następnie rozbijamy w ogródku nas namiot i po godzinie 22 urządzamy sobie krótką przejażdżkę po mieście oraz na chwilę wjeżdżamy do Niemczech. Robimy kilka fotek, dziwne uczucie stać na jednym brzegu w Polsce, i widzieć za rzeką inne państwo na wyciągnięcie ręki.
Wszędzie w okół daje się słyszeć język niemiecki, nasi zachodni sąsiedzi widocznie lubią imprezować po polskiej stronie Odry :) W drodze powrotnej zahaczamy o Małpkę, kupujemy po jednym piwku na zakwasy i wracamy do namiotu. Po 23 usypiamy.
Dzień następny.
- DST 203.76km
- Czas 09:17
- VAVG 21.95km/h
- VMAX 46.80km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Taaa tekst z lodzikiem jest powalający ... no cóż... faceci :-))))
Ale relację będę śledził z wypiekami na policzkach ... super sprawa i wyczyn ... piszcie piszcie towarzyszu ....... dalej..... Gozdzik - 11:35 piątek, 25 października 2013 | linkuj
Ale relację będę śledził z wypiekami na policzkach ... super sprawa i wyczyn ... piszcie piszcie towarzyszu ....... dalej..... Gozdzik - 11:35 piątek, 25 października 2013 | linkuj
rozwaliła mnie Wasza "przerwa na lodzika" hehehe :) ale trip super :)
arkosek - 08:43 piątek, 25 października 2013 | linkuj
Komentuj