Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 7.
--------------------------------------------------------
DZIEŃ 7. -> Buer - Bad Bentheim
--------------------------------------------------------
Dziś pierwsza niedziela naszej wyprawy, z tego powodu pozwoliliśmy sobie dłużej pospać, jednak koniec końców słońce wygania nas z namiotu. Jemy śniadanko, pakujemy się, montujemy sakwy, i ok. godziny 10 ruszamy w drogę.
Przed nami ciąg dalszy jazdy po górach. Słońce praży ogromnie i niemiłosiernie daje nam "popalić". Zaczynają się długie, w połączeniu ze słońcem wykańczające podjazdy, na szczęście jak każdemu wiadomo - "za każdym podjazdem kryje się zjazd" - inaczej nie było w naszym przypadku, i dzisiaj przeżywamy wiele wspaniałych, na których idzie odetchnąć zjazdów :)
Na jednym z nich moja prędkość dochodzi do 69,6 km/h - niestety nie udało się przekroczyć 70, może następnym razem :) Jak to w górach, mamy okazję podziwiać piękne widoczki.
Jako, że to nasza pierwsza niedziela u naszych zachodnich sąsiadów, nikt z nas nie przewidział, że u nich jest to dzień święty, wszystkie sklepy są pozamykane, z wyjątkiem wybranych stacji benzynowych - które i tak było bardzo ciężko znaleźć. Ze względu na ogromny upał, jesteśmy zmuszeni często uzupełniać swoje płyny. Jednak po jakimś czasie zaczyna brakować nam wody, żadnego sklepu na widoku. Dociera do nas, jak duży błąd zrobiliśmy, nie sprawdzając tego wcześniej, i nie robiąc wystarczających zapasów dzień wcześniej. W końcu dojeżdżamy do miejscowości Rheine, w której znajdujemy stojący w centrum malutki "miejski kran" z którego bez przerwy leci woda. Z początku nie jesteśmy pewni czy jest zdatna do picia, jednak po krótkiej chwili zbiera się w okół grupka młodych chłopaków, którzy na zmianę piją. Wyglądali na zdrowych i pełnych sił, to też stwierdzamy, że musi nadawać się do picia. Korzystając z okazji, napełniamy wszystkie puste butelki które wieziemy ze sobą - w razie jakbyśmy nie znaleźli do wieczora sklepu, będziemy mieć na przygotowanie kolacji.
Korzystając z okazji podjeżdżamy jeszcze pod miejscowy kościółek zrobić kilka zdjęć.
Akurat kończyła się jedna z Mszy Św., gdy ludzie opuścili już kościół, ruszyłem z aparatem w stronę wejścia, gdy nagle ostatni pan, który opuszczał świątynię naskoczył na mnie - chyba nie podobał się mu mój ubiór. Racja - może nie byłem czysty i pachnący, ale to podobno nie szata zdobi człowieka, tylko jego wnętrze? No cóż, nie zrobiłem sobie dużo z niemieckiego gadania, tylko uśmiechnąłem się i wszedłem do środka, facet sobie odpuścił.
Dalej ruszamy już jak najdalej damy radę, przed siebie. Dzisiejszym celem jest dojechać jak najbliżej granicy niemiecko / holenderskiej. Po drodze na jednej z nielicznych otwartych stacji spotykamy polskie małżeństwo, chwilę z nimi porozmawialiśmy. Wierzyć im się nie chciało, że już tyle przejechaliśmy o własnych siłach. Wypijamy sporo zimnego napoju - pomarańczowa oranżada w tej chwili smakowała niebiańsko :)
Do późnego wieczora kręcimy, udaje się nam podjechać pod miejscowość Bad Bentheim, gdzie w jednym z lasów rozbijamy swój mały obóz. Kolacja, wieczorne "pogaduchy do poduchy" - jesteśmy podekscytowani, gdyż jutro od rana mamy przekroczyć granicę, pożegnać się z Niemcami i po raz pierwszy w życiu wjechać do Holandii :) W nocy niestety mamy małe przygody, adrenalina troszkę skacze, gdyż jakieś spore zwierze kręci się przy naszym namiocie i nie pozwala spać, całe szczęście że na "kręceniu" się zakończyło i nie zostaliśmy pożarci :)
Dzisiejszy dzień był przede wszystkim przejazdowy, za tydzień będziemy wiedzieć, żeby zrobić na niedzielę dzień przed, wtedy nie będziemy usychać z pragnienia. Najlepiej się uczyć na swoich błędach :)
Dzień następny.
- DST 108.64km
- Czas 05:27
- VAVG 19.93km/h
- VMAX 69.60km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ale dawkujesz te opisy ... ojjj czekać trzeba długo :-))))
Gozdzik - 07:27 wtorek, 18 lutego 2014 | linkuj
Komentuj