Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 8.
---------------------------------------------------------
DZIEŃ 8. -> Bad Betheim - Apeldoorn
---------------------------------------------------------
Kompletnie nie wyspani podnosimy się po godzinie 8. W drogę ruszamy ok. 9:00, jesteśmy bardzo zmęczeni zwierzęciem, które w nocy nie pozwalało nam spać i grasowało przy naszym namiocie. Po przejechaniu 5 kilometrów zatrzymujemy się pod Lidlem, robimy zakupy i urządzamy sobie prawdziwą ucztę - w końcu jakoś musimy sobie odbić niedzielę bez otwartego sklepu! :) Objedliśmy się na prawdę jak królowie, nie zauważyliśmy kiedy zleciała ponad godzina. Robi się już późno - ok. godziny 11 - więc czas się pakować i wskoczyć na właściwy tor jazdy. Po jakiś 15 minutach przed naszymi oczami ukazuje się holenderska granica.
Muszę przyznać, że zaczęło przepełniać mnie uczucie radości - co jak co Niemcy to ładne państwo, ale po całym tygodniu jazdy dało się nam we znaki - więc cieszyliśmy się na małą zmianę. Należy też wspomnieć, że żaden z nas nigdy jeszcze nie był w Holandii :)
Do momentu wjechania do pierwszego miasteczka za wiele się nie zmieniło, krajobraz przypomina ten, który widywaliśmy przez ostatni tydzień, w oczy rzucają się jedynie piękne domki jednorodzinne.
Przy każdej sygnalizacji świetlnej był "licznik" który odliczał czas do zapalenia się zielonego światła - swoją drogą dobre rozwiązanie i z chęcią zobaczyłbym coś takiego w naszym kraju :)
Gdy wjechaliśmy do pierwszego miasteczka spotkaliśmy dużo ludzi - jednak ani jednego pieszego - za to masę rowerzystów i ludzi na skuterach. W oczy rzucały się również piękne rowerzystki - bardzo miła odmiana po tygodniu jazdy po Niemczech :) Tego dnia upał szczególnie nam doskwierał, ludzie których spotykaliśmy z wielkim zdziwieniem patrzyli na nas, i delikatnie zwracali nam uwagę, że to chyba troszkę za ciepło dziś na rower. My odpowiadaliśmy - owszem, jest bardzo ciepło, ale nikt za nas nie dojedzie :)
Co również zrobiło na nas wielkie wrażenie to idealne trasy rowerowe, które często miało po 2 pasy, każdy w innym kierunki, wszędzie obowiązywały przepisy ruchy drogowego (u nas niestety w przypadku rowerzystów często tak kulturalnie to nie wygląda), rowerzysta dla kierowcy był święty, w momencie gdy podjeżdżaliśmy do skrzyżowania czy ronda, zawsze mieliśmy pierwszeństwo, kierowcy z uśmiechem na twarzy nas przepuszczali. Po drodze zwiedzamy kilka bardzo malowniczych miasteczek.
Świetną sprawą były kosze ustawione przy ścieżkach rowerowych, w taki sposób, że bez schodzenia z roweru można było podczas jazdy wyrzucić kulturalnie do kosza, zamiast śmiecić.
Na drodze nie zabrakło oczywiście charakterystycznych dla Holandii wiatraków.
Gdy wszedłem do sklepu na zakupy coś mi nie pasowało - i szybko dotarło do mnie co takiego. Otóż wszyscy ludzie, czy pracownicy, czy klienci, byli bardzo dla siebie uprzejmi, wszyscy się uśmiechali, z chęcią ze sobą rozmawiali - czegoś takiego u nas jeszcze nie miałem okazji doświadczyć.
Po drodze przejeżdżamy przez miasteczko Deventer - bardzo malownicze. Byłem nim zachwycony i czułem, że mógłbym tu zamieszkać.
Co nas bardzo zdziwiło, to fakt że w Holandii drogi rowerowe są nie tylko dla rowerów, ale również dla skuterów. Ciężko było się przyzwyczaić do wariatów bez kasków którzy wyprzedzali nas na wąskiej ścieżce.
Świetną sprawą były ustawione przed każdym większym miasteczkiem radary, które mierzyły prędkość rowerzysty, wyświetlały aktualną godzinę i temperaturę oraz podawały liczbę rowerzystów, którzy tą drogą przejechali. Zwróćcie uwagę na godzinę 19:40 i temperaturę 32 st. C :)
Rozbijamy się za miejscowością Apeldoorn, z trudem znajdujemy odpowiednie miejsce przy lesie. Dopiero ok 21:30 zaczynamy rozkładać namiot, na kolację dziś makaron z sosem pomidorowym. Z pakietu gorących kubków wylosowałem dziś żurek, i na dobre zaśnięcie "izobronik". Noc bardzo spokojna.
Dzień następny.
- DST 117.49km
- Czas 06:06
- VAVG 19.26km/h
- VMAX 36.00km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj