Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 9.
-----------------------------------------------
DZIEŃ 9. -> Apeldoorn - Huizen
-----------------------------------------------
W przeciwieństwie do wczorajszej nocy - dziś było wyjątkowo spokojnie. Wystarczającym dowodem na to może być fakt, iż budzimy się dopiero po godzinie 9. rano. Ogarnięcie się, spakowanie wszystkiego zajmuje nam ok 40 minut. Tym razem obaj odkrywamy nowych przyjaciół w naszym ciele - ja znajduję kleszcza przy kostce, natomiast Paweł na tylnej części uda. Wykańczamy pasożytów i ruszamy w drogę.
W miejscowości Voorthuizen robimy godzinną przerwę śniadaniową. Co daje się nam mocno we znaki to bardzo wysokie ceny w sklepach - w porównaniu z niemieckimi cenami. Wraz z upływem kolejnych kilometrów wciąż nie mogę przestać zachwycać się mijanymi pięknymi miasteczkami.
Na naszej dalszej drodze przejeżdżamy przez miasto Amersfoort. Zwiedzamy tam centrum, tradycyjnie robię kilka zdjęć.
W tym miejscu wystarczyła chwila nieuwagi, żebyśmy się zgubili. Okazało się że Paweł pojechał w stronę McDonalda, natomiast ja w tym czasie robiłem zdjęcia i nie zakodowałem w którą stronę pojechał. Na szczęście szybko się odnajdujemy. Pod "makiem" zaczepia nas nasz rodak - okazało się że od kilku lat mieszka w Holandii ze swoją żoną i córeczką. Całą rodzinką byli na przejażdżce rowerowej. Wierzyć im się nie chciało, że jedziemy aż z Poznania, i że zajęło nam to "tylko" 9 dni. Jak się okazało, kobieta była rodowitą Holenderką, jednak uwierzcie mi - w życiu byście nie powiedzieli - tak idealnie mówiła po Polsku :) Robimy sobie wspólną przejażdżkę po mieście, przy okazji zaczerpnęliśmy małej lekcji historii i zobaczyliśmy najważniejsze zabytki. Nowi znajomi oferują nam pomoc - chcą zaprowadzić nas do znajomego serwisu rowerowego, w celu wyregulowania mojej przedniej przerzutki. Niestety ich znajomy, który pracuje w serwisie akurat dziś zaczął urlop. Tak czy owak jestem bardzo wdzięczny za dobre chęci :) Zostajemy jeszcze pokierowani do najbliższego Lidla i Aldika, robimy zakupy na dalszą drogę. Robi się już stosunkowo późno, więc musimy się pożegnać. Jedyne czego żałuję, to że nie zrobiliśmy sobie wspólnego zdjęcia.
Podczas rozmowy z poznanym małżeństwem dowiadujemy się gdzie znajduje się najbliższa plaża i woda. Pewnie większość z Was zastanawia się, gdzie my się myliśmy. Otóż oświecę Was, od początku wyprawy nasze ciała nie doświadczyły takiego luksusu jakim jest kąpiel. Tym bardziej na ten moment było to naszym największym marzeniem.
Podobno wspomniana woda znajduje się w miejscowości Huizen, tam też się kierujemy. Pociesza nas fakt, iż Amsterdam - kolejna stolica na naszej trasie - jest już niemalże na wyciągnięcie naszej ręki.
Jak się okazało, informacje były prawdziwe, i po przejechaniu 4km znajdujemy się na plaży. Nie sposób opisać słowami co czułem, gdy po tych 9 dniach wskoczyłem do wody - nie przeszkadzał mi nawet fakt, iż 30 metrów od brzegu wciąż miałem wodę po kolana, i że wszędzie wokół było mnóstwo wodorostów.
Nasze maszyny również były w trakcie zasłużonego odpoczynku.
Wraz z upływem czasu, gdy odpoczywaliśmy sobie na plaży, tuż obok nas zaczęła zbierać się grupka znajomych. Z samochodu wyciągnęli ogromnego grilla, leżaki, koce - oraz dużo jedzenia. My i nasze gorące kubki wyglądaliśmy co najmniej marnie w ich towarzystwie. Pomogliśmy jednemu z panów przenieść duży ponton na wodę, dla jego dzieci. W zamian za pomoc zostaliśmy poczęstowani świeżutką bagietką z własnoręcznie robioną pastą rybną oraz kawałkiem kiełbasy i szaszłyka - pierwszy raz od ponad tygodnia mieliśmy w ustach ciepłe mięso! Niezapomniane uczucie! :) (Do teraz zastanawiam się czy zostaliśmy poczęstowani w zamian za pomoc, czy dlatego, że po prostu zrobiło się im nas żal).
Po raz kolejny przeprowadzamy rozmowę z Holendrami, po raz kolejny przekonuję się, jacy to są towarzyscy, przyjacielsko nastawieni, mili ludzie. Trochę za bardzo się zagadaliśmy, zaczyna robić się późno a my kompletnie zapomnieliśmy o "bożym" świecie, i o tym że nikt za nas noclegu nie poszuka. Żegnamy się i niemalże o zmroku ruszamy przed siebie.
Z miejscem na nocleg jest bardzo ciężko, nie ma nic co by nam odpowiadało. Koniec końców znajdujemy kawałek lasu i kilka drzew przy zjeździe z autostrady. Dochodzimy do wniosku, że o tej porze nic lepszego nie znajdziemy i ok godziny 23 idziemy spać.
P.S. Muszę się przyznać bez bicia, mieliśmy przez chwilę pod koniec dnia szalony pomysł dojechania po ciemku do Amsterdamu, aby poznać jak to miasto żyje nocą, a gdy zrobi się jasno znalezienia gdzieś noclegu. Wiedziałem, że jesteśmy z Pawłem zdolni do takich akcji, jednak przemyśleliśmy wszystkie za i przeciw i zdecydowaliśmy się na nocleg przy autostradzie. Byliśmy wykończeni trasą i temperaturą, która w dzień dochodziła prawie do 40 stopni.
Dzień następny.
- DST 92.48km
- Czas 05:05
- VAVG 18.19km/h
- VMAX 39.70km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj