Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 1576.87 km (w terenie 25.00 km; 1.59%) |
Czas w ruchu: | 79:47 |
Średnia prędkość: | 19.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.60 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 105.12 km i 5h 19m |
Więcej statystyk |
Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 2.
--------------------------------------
DZIEŃ 2. -> Słubice - Berlin
--------------------------------------
Pierwsza noc w namiocie, muszę się przyzwyczaić do ciasnoty i duchoty, która będzie mi towarzyszyć każdego wieczoru przez kolejne 3 tygodnie. Spało się jednak dobrze. Przebijające się przez drzewo promienie słońca budzą nas przed 8 rano. Bez pośpiechu wstajemy i zapisujemy pierwsze wpisy do naszych dzienników podróży.
Następnie się ubieramy, składamy namiot i dostajemy od naszych gospodarzy po ostatniej gorącej herbatce przed jazdą. Naładowani pozytywną energią wyjeżdżamy o 9:30. Po wjechaniu do Niemiec przepełnia mnie fantastyczne uczucie - jest to drugie państwo (zaraz po Czechach), po którym mam okazję kręcić kilometry na rowerze. Trzymając się ścieżek rowerowych przejeżdżamy przez Frankfurt i ruszamy w stronę Berlina. Pierwszą przerwę robimy po przejechaniu 40km, aby zjeść śniadanko. Koniecznie musimy usiąść w cieniu, słońce daje dziś czadu.
Najedzeni ruszamy dalej. W międzyczasie zdążyliśmy mijać już robiącą na nas wrażenie niemiecką autostradę.
Co trzeba zauważyć, i za co pochwalić naszych zachodnich sąsiadów jest to, że mają świetne drogi rowerowe, często ciągnące się przy drodze szybkiego ruchu, od miasta do miasta. Jedzie się idealnie. Do tego wszystkiego słoneczko i błękitne niebo. Następną przerwę robimy po przejechaniu kolejnych 20 km. Dalej już bez zbędnego zatrzymywania się kręcimy żeby jak najszybciej dojechać do Berlina. Na kilkanaście kilometrów przed niemiecką stolicą załatwiliśmy sobie konkretną eskortę:
Oczywiście nie mogliśmy sobie odpuścić zdjęcia przy tablicy.
Zaczynamy oczywiście od objechania miasta po największych zabytkach i porobienie zdjęć. Ścieżki rowerowe w Berlinie super. Pierwszy raz w życiu czuję się zagubiony na rowerze i nie bardzo wiem jak się zachowywać - jest tak ogromny ruch rowerowy, mnóstwo rowerzystów, oczy trzeba mieć dookoła głowy.
W tle znana wieża telewizyjna. Po chwilce przerwy ruszamy do centrum.
Fontanna Posejdona.
Piękna bazylika.
Dalej kierujemy się pod Bramę Brandenburską.
Tam spotykamy kilku Polaków oraz jakąś wycieczkę/kolonię. Miło usłyszeć swój język wśród wszędzie słyszalnego niemieckiego. Miejscowi podchodzą i pytają nas skąd jedziemy i dokąd zmierzamy. Czas odkurzyć mój język angielski, którego od dobrego roku nie ruszałem. Wspólną decyzją postanawiamy się dziś "odchamić" i wjeżdżamy na Doner Kebab. Przysiadamy się do niemieckiej pary, są pod wrażeniem naszej "wycieczki". Kebab jest taki konkretny, że ledwo daję radę go zjeść (co mi się na prawdę rzadko zdarza!). Następnie wjeżdżamy do ALDI po zakupy na wieczór. Nowością dla mnie jest to, że w Niemczech naliczają kaucję do butelek plastikowych, a żeby ją zwrócić w każdym większym sklepie ustawiona jest specjalna maszyna. Bywa, że cały bagażnik mam zawalony pustymi plastikowymi butelkami po wodzie, które wiozę kilkadziesiąt kilometrów, żeby tylko zwrócić i zyskać kilka centów. Obkupieni ruszamy dalej, zaczyna robić się późno, dlatego musimy rozglądać się za miejscem na nocleg. Znajdujemy takie 20 km za Berlinem w kierunku na Nauen. Autostrada, ścieżka rowerowa obok, wielkie pole i mały lasek, za którym rozbijamy namiot. Kolację jemy na ścieżce, mijający nas rowerzyści ze zdziwieniem się na nas patrzą, nikt jednak nic nie mówi.
Najedzeni wskakujemy do namiotu. Wieczorne rozmowy i usypiamy ok 23.
Dzień następny.
- DST 120.00km
- Czas 06:21
- VAVG 18.90km/h
- VMAX 47.00km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Poznań - Paryż 2013 -> Dzień 1.
Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy Paweł zabrał mnie na 5 dni w góry. Była to moja pierwsza wyprawa rowerowa, na której do reszty zaraziłem się "rowerowym bakcylem". Zakochałem się w takiej formie spędzania urlopu i po tym niecałym tygodniu było mi mało i powiedziałem sobie "ja chcę więcej!". W taki sposób powstał pomysł tegorocznej wyprawy z Poznania do Paryża.
Ostatnie pół roku mojego życia kręciło się przede wszystkim wokół tego jednego wydarzenia. Promowanie wyprawy za pomocą Facebook'a, szukanie patronatów medialnych oraz sponsorów. Chcieliśmy przede wszystkim przyjrzeć się bliżej temu, jak wygląda organizacja takiego przedsięwzięcia oraz sprawa szukania ewentualnego sponsoringu. Jak się z biegiem czasu okazało, nie jest wcale tak łatwo. W większości przypadków okazało się, że zwracanie się o sponsoring pół roku przed wydarzeniem to już trochę za późno, i powinniśmy się brać za to rok/2 lata przed. Tylko kto może przewidzieć jak będzie wyglądać nasze życie za 2 lata! :)
Koniec końców, szczęśliwie dla nas udało nam się otrzymać patronat medialny Radia Afera, oraz sponsoring sklepu rowerowego Max Bike, który sfinansował nam komplet nowych strojów. Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować za otrzymane wsparcie! Jeśli sklep rowerowy w Poznaniu, polecam właśnie MaxBike!
Tyle słowami wstępu...
---------------------------------------------------------
DZIEŃ 1. -> Poznań - Słubice
---------------------------------------------------------
Pół roku zleciało jak z bicza strzelił. W końcu nadszedł od dawna wyczekiwany dzień - 15 lipca. Początek wyprawy. Noc poprzedzającą wyjazd spędziłem u Pawła w domu. Zjechało się sporo naszych wspólnych znajomych, aby w iście rodzinnej atmosferze nas pożegnać, było super! :) Siedzimy do późnej godziny, próbując ogarnąć wszystkie rzeczy, oczywiście żeby nic nie zapomnieć. Kilka godzin snu i o 7 rano pobudka. Domowe śniadanko, herbatka, ubieramy się i dopinamy wszystko na ostatni guzik. Spali z nami Robert i Ania, przed 8 przyjeżdża Mateusz, i o godzinie 8 w 5 wyjeżdżamy z Głuchowa.
W ten pierwszy dzień pogoda nam nie sprzyja, jest pochmurnie i chłodno, silny wiatr wieje nam prosto w twarz. Do tego wszystkiego są to jedne z moich pierwszych kilometrów z takim dużym obciążeniem. Przez Niepruszewo docieramy do Buku, tam robimy przerwę w biedronce na ostatniego, pożegnalnego izobronika.
W tym miejscu też nasi towarzysze nas zostawiają i zawracają w stronę domu. Warunki pogodowe nie zachęcają do jazdy. Ostatnie pożegnania, życzenia powodzenia i kopniaki na szczęście. A my ruszamy dalej, w stronę Opalenicy a następnie Nowego Tomyśla.
Przed Opalenicą łapie nas dość konkretny deszcz, chowamy się na stacji benzynowej i czekamy aż przestanie. Jeden z pracowników nas zaczepia i wypytuję o cel naszej podróży. Z szacunkiem spogląda na nas jak usłyszał hasło "Paryż". Po niespełna 30 minutach ruszamy dalej.
W Nowym Tomyślu przejeżdżamy obok największego na świecie kosza wiklinowego.
Tam też robimy przerwę w centrum na małego lodzika i kręcimy dalej.
Pogoda zaczyna się poprawiać, jedziemy przez Zbąszyń, Zbąszynek aż w końcu docieramy do Świebodzina. Tam też pierwszy raz w swoim życiu ujrzałem pomnik Jezusa.
Przerwa na małe zakupy w Tesco, puszka Coli i coś słodkiego żeby trochę sił odzyskać. Słoneczko zaczyna ładnie nas ogrzewać. Ze Świebodzina kierujemy się trasą nr 92 przez Mostki, Torzym, Boczów aż docieramy do Rzepina. Ten odcinek był wyjątkowo ciężki, dużo podjazdów oraz silny wiatr w klatę. Robi się coraz później, jednak my się nie poddajemy i kręcimy dalej. Ostatnie 20 km dzieli nas od Słubic. Ok godziny 21 dojeżdżamy do Słubic, gdzie mamy załatwiony nocleg u brata kolegi. Chwilę zajmuje nam znalezienie odpowiedniego adresu, w końcu trafiliśmy. Rozmowa z gospodarzem, następnie rozbijamy w ogródku nas namiot i po godzinie 22 urządzamy sobie krótką przejażdżkę po mieście oraz na chwilę wjeżdżamy do Niemczech. Robimy kilka fotek, dziwne uczucie stać na jednym brzegu w Polsce, i widzieć za rzeką inne państwo na wyciągnięcie ręki.
Wszędzie w okół daje się słyszeć język niemiecki, nasi zachodni sąsiedzi widocznie lubią imprezować po polskiej stronie Odry :) W drodze powrotnej zahaczamy o Małpkę, kupujemy po jednym piwku na zakwasy i wracamy do namiotu. Po 23 usypiamy.
Dzień następny.
- DST 203.76km
- Czas 09:17
- VAVG 21.95km/h
- VMAX 46.80km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 lipca 2013
Kategoria 50-100 km., Z Kingą.
Jeziorko z Kingą.
Jako, że od rana miałem kilka spraw do załatwienia, z domu wyjeżdżam ok 13:40. Po niecałej godzinie jazdy dojeżdżam do Tarnowa Podgórnego, gdzie spotykam się z Kingą i już razem jedziemy nad wspomniane wcześniej jezioro. Na miejscu spędzamy kilka godzin, łapiemy mnóstwo promieni słonecznych - mam przeczucie, że wieczorem będziemy je mocno odczuwać :) Nie wytrzymuję tej temperatury i wskakuję do wody się ochłodzić. Przed godziną 18 zbieramy się i jedziemy do domu, odprowadzam Kingę kawałek i ruszam w stronę Poznania - tym razem z silnym wiatrem w plecy. W domu ląduję ok 19.
Dziękuję za bardzo mile spędzone popołudnie! ;)
Dziękuję za bardzo mile spędzone popołudnie! ;)
- DST 52.59km
- Czas 02:14
- VAVG 23.55km/h
- VMAX 41.60km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 lipca 2013
Kategoria 50-100 km., Z Łukaszem.
Z kuzynami na lajcie.
Po wczorajszej prawie setce z Łukaszem umówiliśmy się na dzisiejsze małe rozjeżdżenie. Tym razem chcieliśmy zebrać ze sobą Mateusza. Początkowo mieliśmy się wszyscy spotkać na Malcie pod źródełkiem ok 14. Po 13 dojeżdżam na Wildę po Łukasza i razem jedziemy w stronę Malty. Na miejscu się okazało, że Mateusz dopiero co się obudził (było po 14) i że tak prędko się nie ogarnie, więc postanawiamy jeździć sami. Robimy ponad 40km nad Maltą, później jedziemy do Mateusza do domu. Tam odpoczywamy prawie godzinkę, pijemy zimne napoje i relaksujemy się przy dobrej muzyce. Następnie wychodzimy trochę pogadać i posiedzieć na Kontenerach. Do domu wyganiają nas ciemne chmury i zbliżająca się burza.
Pod blok dojeżdżam cały mokry. Mimo wszystko fajnie było się wspólnie wyluzować ;)
Pod blok dojeżdżam cały mokry. Mimo wszystko fajnie było się wspólnie wyluzować ;)
- DST 58.39km
- Teren 25.00km
- Czas 02:55
- VAVG 20.02km/h
- VMAX 41.60km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 lipca 2013
Kategoria 50-100 km., Z Łukaszem.
Rodzinnie.
Tak się złożyło, że zarówno tata, Łukasz jak i ja mamy wolny cały tydzień od pracy, udało nam się dziś umówić i wyjechać na wspólną przejażdżkę. Spotykamy się u nas pod blokiem i ok godziny 10 wyruszamy. Przez Luboń dojeżdżamy do Puszczykowa i dalej bez przerwy kierujemy się do Mosiny. Tam czeka nas krótki postój przed przejazdem kolejowym.
Następną przerwę robimy na przystanku kilka kilometrów za Mosiną, jedzie się dość ciężko - dużo podjazdów pod wiatr.
W końcu zza chmur zaczęło wychylać się słońce. Robimy kilka łyków wody, zjadamy po bananie i ruszamy dalej. Jadąc w kierunku Śremu przejeżdżamy przez Brodnicę, gdzie robimy chwilkę przerwy na fotkę miejscowego kościółka. Przy okazji mogę się Wam pochwalić nową wakacyjną fryzurką:
Ruszamy dalej, górki i silny wiatr wiejący w klatę daje popalić tacie, jednak dzielnie walczy. Przejeżdżamy przez Manieczki - tyle się o tym miejscu słyszało, jednak byłem tu po raz pierwszy. Klub Ekwador wciąż stoi - nie wiem czy działa :)
Kolejny "punkt" a zarazem cel naszej przejażdżki to rynek w Śremie. Robimy sobie tu małą przerwę na 'izobronika', robię kilka fotek.
Następnie kierujemy się z powrotem na Poznań. Postanawiamy jechać przez Rogalin i Puszczykowo. Przed Rogalinem niestety się rozdzielamy, ja z Łukaszem jedziemy szybciej, tata złapał małą kontuzję i mięsień nie pozwala mu na szybką jazdę - swoim tempem dociera do Puszczykowa. Natomiast ja z Łukaszem jedziemy troszkę szybszym - postanawiamy zrobić sobie jeszcze małą przerwę na lody u Kostusiakowej. Moje zdanie pozostaje niezmienione - wciąż są to najlepsze lody jakie w życiu jadłem! Wyjeżdżając spotkaliśmy jeszcze tatę, niestety ból nogi jest tak silny że nie jest w stanie wrócić o własnych siłach do domu. Do Poznania wraca pociągiem, natomiast ja z Łukaszem spokojnym już tempem przez Luboń wracamy do Poznania.
Dziękuję za mile spędzony rodzinnie rowerowo dzień :)
Następną przerwę robimy na przystanku kilka kilometrów za Mosiną, jedzie się dość ciężko - dużo podjazdów pod wiatr.
W końcu zza chmur zaczęło wychylać się słońce. Robimy kilka łyków wody, zjadamy po bananie i ruszamy dalej. Jadąc w kierunku Śremu przejeżdżamy przez Brodnicę, gdzie robimy chwilkę przerwy na fotkę miejscowego kościółka. Przy okazji mogę się Wam pochwalić nową wakacyjną fryzurką:
Ruszamy dalej, górki i silny wiatr wiejący w klatę daje popalić tacie, jednak dzielnie walczy. Przejeżdżamy przez Manieczki - tyle się o tym miejscu słyszało, jednak byłem tu po raz pierwszy. Klub Ekwador wciąż stoi - nie wiem czy działa :)
Kolejny "punkt" a zarazem cel naszej przejażdżki to rynek w Śremie. Robimy sobie tu małą przerwę na 'izobronika', robię kilka fotek.
Następnie kierujemy się z powrotem na Poznań. Postanawiamy jechać przez Rogalin i Puszczykowo. Przed Rogalinem niestety się rozdzielamy, ja z Łukaszem jedziemy szybciej, tata złapał małą kontuzję i mięsień nie pozwala mu na szybką jazdę - swoim tempem dociera do Puszczykowa. Natomiast ja z Łukaszem jedziemy troszkę szybszym - postanawiamy zrobić sobie jeszcze małą przerwę na lody u Kostusiakowej. Moje zdanie pozostaje niezmienione - wciąż są to najlepsze lody jakie w życiu jadłem! Wyjeżdżając spotkaliśmy jeszcze tatę, niestety ból nogi jest tak silny że nie jest w stanie wrócić o własnych siłach do domu. Do Poznania wraca pociągiem, natomiast ja z Łukaszem spokojnym już tempem przez Luboń wracamy do Poznania.
Dziękuję za mile spędzony rodzinnie rowerowo dzień :)
- DST 98.43km
- Czas 04:21
- VAVG 22.63km/h
- VMAX 45.10km/h
- Sprzęt Giant YUKON
- Aktywność Jazda na rowerze